Wszystko naokoło o koronawirusie a my zaczniemy od tematu z ostatniego posta. Ostatnie kilka dni w mediach społecznościowych to saga na temat prawdopodobnej śmierci Kim Dzong Una (ok. 36 lat). Według wtajemniczonych Kim zasłabł kilkanaście dni temu, po czym poddano go operacji stentowania naczyń krwionośnych, którą miał w pośpiechu przeprowadzić lekarz niemający doświadczenia operowania osób z nadwagą. A trzeba pamiętać, że wskaźnik BMI Kima wynosi 45, co oznacza ekstremalną otyłość. Do KRLD została po fakcie wysłana chińska misja medyczna. Kim przechodzi teraz rekonwalescencję, leży w śpiączce, albo nie żyje. Formalnie rzecz biorąc, dwa ostatnie scenariusze zmieniłyby niewiele, gdyż każdy z dynastii Kimów przechodzi do wieczności za życia. Nieobecność Kima przez ostatnie trzy tygodnie nie jest też niczym wyjątkowym. W 2014 roku Kim przepadł bez wieści na 40 dni, po czym wrócił spacerując o lasce po zabiegu wycięcia cysty z łokcia. Problematyczna byłaby jednak ewentualna sukcesja władzy, gdyż syn Kima ma zaledwie kilka lat a władzę dziedziczy się tam w linii męskiej. Przywództwo w nuklearnym reżimie mogłaby czasowo przejąć siostra Kima - Kim Jo Dzong (33 l.) - która jest wysoko postawiona w partii. W charakterze ciotki-regentki w jednej ręce trzymałaby małego bratanka a w drugiej guzik atomowy.
Kim jest przyjacielem Donalda Trumpa, który nie wierzy w doniesienia o jego przedwczesnej śmierci. Trumpowi z kolei nie wierzą Amerykanie, po tym jak prezydent zasugerował picie lub wstrzykiwanie środków dezynfekcyjnych na bazie ditlenku chloru w celu ochrony przez koronawirusem. Doradcy prezydenta zdali sobie sprawę, że jego briefingi nie mają sensu, po czym (...) wznowiono jego popisy w tym formacie. Swój niefortunny komentarz prezydent uznał później za sarkazm. Taki sam, za jaki uważa go znaczna część Amerykanów, którzy w listopadowych wyborach poprą elektorów głosujących za Joe Bidenem. Tak czy owak, w sieci sklepów Walmart koncentrat Clorox ($4,5) został wyprzedany... Ufamy, że preparat ten znajdzie tradycyjne zastosowanie. Skala ofiar w USA za chwilę przekroczy 60 tys. Kolejne zgony z powodu prozdrowotnego spożycia wybielacza nie są nikomu potrzebne. Nie licząc Kim Dzong Una, przyjacielem Donalda Trumpa jest także premier Boris Johnson, który szczęśliwie wyzdrowiał z choroby Covid-19. W dodatku w kilka dni po powrocie na Downing Street 10 urodził mu się syn. Bukmacherzy przyjmują zakłady na imię, które otrzyma osesek. Brexit pasowałby jak ulał ale jeden chłopiec o tym imieniu już jest w południowej Walii. Czyżby Donald Johnson?
W sądzie w Missouri pojawił się pozew cywilny przeciwko Chinom w sprawie koronawirusa. Ma on jednak wciąż bardziej wydźwięk polityczny niż prawny, gdyż w USA brakuje podstaw prawnych do sądzenia tego rodzaju skutków, chyba że zostałyby one zakwalifikowane jako "zagraniczna działalność komercyjna" (foreign commercial activity) na terytorium USA. Chińczycy odpowiedzieli zgrabnie uznając ten pozew za śmieszny i zwracając uwagę, że po wybuchu epidemii HIV nie sięgnęli po środki sądowe a mogli, gdyż wybuchła ona w USA. Choć amerykańskie służby wywiadowcze wykluczają możliwość wycieku wirusa z chińskich laboratoriów, Biały Dom uważa co innego doszukując się w strukturze patogenu napisu "made ich China". Wojna na słowa może skończyć się pozwaniem Chin przez USA za straty ekonomiczne poniesione w okresie kwarantanny lub innym środkiem odwetowym. Ta sprawa z pewnością znajdzie swój dalszy ciąg. To oczywiście broń obosieczna, gdyż Stany Zjednoczone mogłyby równie dobrze zostać pozwane za wojnę z Irakiem lub globalne ocieplenie. Tak czy inaczej, chyba lepiej spotkać się na sali rozpraw niż na polu bitwy.
W przeciwieństwie do chińskiej pomocy medycznej, która ma odpłatny charakter, swoje samoloty z maseczkami za darmo wysyłają wyspiarskie Chiny, czyli Tajwan, który jest drugim producentem maseczek na świecie. Zasadniczo środki ochronne lecą na południe Pacyfiku, gdzie leży nieco ponad tuzin państewek nadal uznających go kosztem ChRL. Dyplomacja zdrowotna to zresztą specjalność Tajwańczyków, którzy brylują w programach pomocowych dla globalnego południa i mają w tym względzie niemałe sukcesy. Dla przykładu, pracujący na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej (Zatoka Gwinejska) Tajwańczyk o pseudonimie Doktor Mosquito doprowadził do obniżenia wskaźnika zachorowań na malarię z 50% w 2005 r. do 1 procenta dekadę później. Cóż z tego skoro Wyspa rok później zmieniła uznanie na komunistyczne Chiny. Tajwan jawi się zresztą jako prymus w walce z COVID-19, co zawdzięcza wnioskom wyciągniętym z epidemii SARS z 2003 r. oraz szybkim decyzjom władz po pierwszym przypadku w Wuhan. Cóż, Chińczyk Chińczyka nie oszuka.
Koronawirus nie zawojował także Antypodów. Nowa Zelandia ogłosiła właśnie oficjalnie wyjście z 5-tygodniowego lockdownu, który obejmował zamknięcie granic, szkół i centrów handlowych. Dzięki tym działaniom Kivis, jak potocznie określa się Nowozelandczyków praktycznie zdusilli krzywą zachorowań (zaledwie 19 zgonów) i przerwali łańcuch transmisji. Nie oznacza to jednak zupełnego odmrożenia gospodarki i otwarcia życia towarzyskiego Nowozelandczyków, którzy muszą jeszcze poczekać w swoich bańkach (ang. bubbles). Reżim lockdownu luzuje także Australia, która 25 kwietnia (razem z NZ) obchodziła swoje święto narodowe (ANZAC Day). Funkcjonowanie Australijczyków w wychodzeniu z ekonomicznej kwarantanny ma ułatwiać wypuszczona właśnie aplikacja skanująca osoby potencjalnie zakażone. Tymczasem Polacy przed majówką skanowali masowo (...) towary w dyskontach spożywczych.
Comments